Szkolnictwo w Graużyszkach i okolicach
W połowie roku 1915 ustanowiono na obszarze Wileńszczyzny niemiecką administrację okupacyjną. Wraz z regulacjami ładu okupacyjnego ukazało się zezwolenie władz niemieckich na otwarcie szkół i nauczanie początkowe "w językach miejscowych" - polskim, białoruskim, litewskim, żydowskim i rosyjskim. Obowiązywało ono do końca "pierwszych Niemców", tj. do kwietnia 1919 roku.
Dla oświaty polskiej był to bardzo ważny okres legalizacji i odbudowy szkolnictwa polskiego po sześciu dziesięcioleciach całkowitego zakazu i wymuszonego tajnego nauczania. Dość szybko uformowała się w powiecie oszmiańskim (a właściwie w jego części po niemieckiej stronie linii frontu, który ustabilizował się na tym odcinku mniej więcej od jeziora Narocz poprzez Krewo i dalej na południe na tej szerokości) grupa działaczy oświatowych z Antonim Łokuciewskim i jego żoną Beniaminą na czele.
Do grona ich bliskich współpracowników należał ówczesny proboszcz graużyski Ks.Wacław Michał Grabowski, który rozwinął na polu oświatowym bardzo czynną działalność. Oprócz założenia polskiej katolickiej szkoły parafialnej w Graużyszkach, którą kierował osobiście, był prefektem szkół całej gminy graużyskiej oraz sprawował funkcję przewodniczącego tzw. dozoru szkolnego. Z dużym rozmachem organizatorskim zabiegał o nauczycieli, troszczył się o ich sprawy bytowe, pomagał zakładać polskie szkoły nie tylko w parafii graużyskiej, ale i w jej sąsiedztwie, zwoływał i prowadził konferencje międzyszkolne, współorganizował całe życie środowiska nauczycielskiego w gminie graużyskiej.
W okresie międzywojennym w Graużyszkach funkcjonowała trzyklasowa szkoła powszechna imienia Królowej Jadwigi.
Obecnie istnieje tzw. dziewięciolatka, po ukończeniu której uczniowie chcący kontynuować naukę dowożeni są do szkoły średniej w Kolczunach.
Mieszkańcy Gminy Graużyskiej
- dawniej i dziś
Chciałbym zamieszczać w tym dziale okruchy rodzinnych historii - zarówno tych, którzy od pokoleń mieszkali na terenie Gminy Graużyskiej, a dzisiaj losy rozrzuciły ich po całym świecie, jak i tych, którzy aktualnie zamieszkują Graużyszki i okolice. Zatem zapraszam do przeszukania domowych archiwów i przesyłania materiałów.
Bitwa pod Graużyszkami 6 maja 1944 roku
według relacji kpt./mjr „Jeża” Edmunda Banasikowskiego
[źródło: „Na zew Ziemi Wileńskiej” Edmund Banasikowski „Jeż”, Wydanie II Bydgoszcz 1997]:
„... Wizyta „Wilka" (płk. Aleksander Krzyżanowski – komendant Okręgu Wileńskiego AK – przyp. MB) w naszym Zgrupowaniu miała trwać kilka dni. Poza inspekcją oddziałów na odcinku uzbrojenia interesował go stan wyszkolenia i gotowości bojowej poszczególnych brygad. Martwiła go niedostateczna ilość broni maszynowej. Był zaniepokojony niebezpieczeństwem ze strony korpusu gen. Plechavičiusa, pragnął więc omówić z naszym sztabem taktykę walk z nowo zorganizowanym wojskiem litewskim, którego oddziały wkraczały właśnie na tereny naszego Inspektoratu.
5 maja o świcie goniec od oficera informacyjnego (pchor. „Jurek” Stanisław Kiejdo) z Oszmiany przywiózł meldunek o dyslokacji litewskiej grupy Aschmena. W Murowanej Oszmiance usadowiły się dwa bataliony strzelców litewskich. W Oszmianie, poza niemieckim garnizonem zwiększonym przybyłymi zespołami żandarmerii, SS i oddziałem pancerno-motorowym, kwaterował batalion plechavičiusów i sztab grupy Aschmena. Litwini przygotowali się do wyjścia w teren, w kierunku koncentracji oddziałów oszmiańskich. W Holszanach załoga niemiecko-litewska w sile 60 ludzi została wzmocniona plutonem plechavičiusów i sekcją żandarmerii niemieckiej.
W związku z zaostrzającą się sytuacją na odprawie sztabu Zgrupowania, tego samego dnia, Jarema"(mjr. Czesław Dębicki – komendant Inspektoratu Oszmiańskiego AK – przyp. MB) powziął decyzję wyjścia z Dorż i obsadzenia linii Borcie - Graużyszki - Szczepanowicze, bardziej wysuniętej w kierunku Oszmiany. Postanowiliśmy wiązać nieprzyjaciela od czoła, a główne jego siły bić przez zaskoczenie z flanki. Po rozpoznaniu Graużyszek i ich okolic, w nocy 5/6 maja, nastąpiło przegrupowanie naszych oddziałów:
— 8. Brygada zajęła Graużyszki z zadaniem zniszczenia mostu na rzece Graużance, przy trakcie oszmiańskim, dozorowania kierunku Oszmiany, a w razie ataku związania sił nieprzyjaciela od czoła.
— 12. Brygada ze Szczepanowicz ubezpieczała kierunek Holszany i była przygotowana do akcji oskrzydlającej.
— 13. Brygada jako odwód po zajęciu Nowej Wsi, miała być przygotowana do działania na korzyść swych sąsiadów: 8. lub 12. Brygady.
— 9. Brygada otrzymała zadanie ubezpieczania patrolami taborów i tyłów Zgrupowania, a resztą sił wzmocnić w razie potrzeby natarcie 8. Brygady.
Wszystkie nasze zwiady konne rozpoznawały kierunki zagrożenia z Murowanej Oszmianki, Tołminowa, Oszmiany i Holszan, utrzymując łączność z wysuniętymi na przedpolu ubezpieczeniami Zgrupowania. Jarema" pozostał przy oddziałach, natomiast mnie odkomenderował czasowo do osoby „Wilka" z zadaniem przedstawienia mu położenia naszych brygad i informowania go o przebiegu spodziewanej akcji.
6 maja około 10 rano ludność cywilna zaczęła donosić przez posłańców, że kolumna litewska wyszła z Oszmiany i maszeruje na południe po trakcie oszmiańskim. „Jarema" zarządził alarm. Brygady zajęły stanowiska. Z wieży kościelnej obserwator uzbrojony w lornetkę meldował ożywiony ruch na trakcie oszmiańskim. Patrole naszych zwiadów konnych oceniały siły litewskie na jeden batalion piechoty, w ogonie którego wlokły się kolumny policjantów i osób cywilnych, mających objąć administrację w miejscowościach dotąd zajętych przez Polaków. Meldunki podkreślały, że marsz Litwinów jest słabo ubezpieczony, ale towarzyszy mu krwawy terror, przed którym ucieka ludność cywilna. Faktycznie marsz ten znaczony był zgliszczami palonych wsi i trupami ich mieszkańców mordowanych na miejscu za współpracę z naszą partyzantką. Żołnierze Plechavičiusa wręczali postronki polskim chłopom i kazali im się wieszać przy własnych chatach, które za chwilę stawały w płomieniach. Zdawało się, że jakaś dzicz tatarska nawiedziła nieszczęsną ziemię, niosąc ze sobą śmierć i zniszczenia. Ludność polska z tobołami i żywym dobytkiem opuszczała domy rodzinne, szukając schronienia i opieki między oddziałami Armii Krajowej.
Przed południem batalion plechaučiusów zajął wieś Horodniki nie orientując się zupełnie, w jak wielkim znajduje się niebezpieczeństwie. „Jarema", upewniwszy się na podstawie rozpoznania, że batalion oszmiański plechauičiusów działa w izolacji, bez współdziałania z kierunków Murowana Oszmianka i Holszany, postanowił dopuścić go jak najbliżej własnych oddziałów, a później, jak ustanowiliśmy poprzednio, silnym ogniem i bocznym uderzeniem zlikwidować. Brygady otrzymały polecenie trwania w ukryciu i otwarcia ognia jedynie na rozkaz lub znak wystrzelonej z Graużyszek czerwonej rakiety.
Po nocnym (z 5 na 6 maja) przegrupowaniu oddziałów i zajęciu przez nie stanowisk w Graużyszkach, zgodnie z poleceniem Jaremy", udałem się konno do dworu Waleryn, gdzie kwaterował „Wilk". Noc była jeszcze w całej pełni. Dwór tonął w ciemnościach. Jedynie w budynku mieszkalnym, w jednym pokoju, paliła się przyćmiona lampa. Konia oddałem żołnierzowi, by go rozsiodłał i zaprowadził do stajni. Sam, nie chcąc zakłócać spokoju śpiącym we dworze, wsunąłem się cicho do stołowego pokoju i położyłem się w mundurze na kanapie. Zamknąłem oczy i usiłowałem zasnąć. Ale sen nie przychodził, czas dłużył się w nieskończoność. Kiedy szarość przedświtu zaczęła się wdzierać przez szyby okienne, a na podwórzu odezwały się koguty, zapadłem w sen.
Zostałem obudzony mocnym szarpnięciem za ramię. Przy mnie stała uśmiechnięta pani Anka, gospodyni domu. Przepraszała, że mnie budzi z tak głębokiego snu, ale śniadanie będzie wcześnie; prosił o to komendant „ Wilk". Spojrzałem na zegarek - nie było jeszcze 7-ej.
Wkrótce siedziałem już przy stole, umyty i ogolony. Za chwilę przyszedł „ Wilk". Uścisnąłem wyciągniętą do mnie dłoń. Wyjąłem ze swego mapnika dwa arkusze map taktycznych i rozłożywszy je na stole zdawałem mu szczegółowy raport sytuacyjny z uwzględnieniem rozmieszczenia naszych oddziałów i dyslokacji nieprzyjaciela. „Wilk” zapytał:
— Kiedy spodziewacie się plechauičiusów w Graużyszkach ?
— Nie wiem - odpowiedziałem. - Trudno przewidzieć godzinę ataku. W Oszmianie czuwa nasz wywiad. Jesteśmy informowani o każdym ruchu nieprzyjaciela. Uzgodniłem z „Jaremą", że jak tylko na trakcie oszmiańskim ukażą się kolumny litewskie i zarysują się możliwości walki, natychmiast zamelduje o tym panu Komendantowi przez gońca, najszybszym środkiem lokomocji. Może to nastąpić koło południa. Nie sądzę, by Litwini zdecydowali się na akcję nocną, wiedzą bowiem z wielu doświadczeń, że noc jest naszym sprzymierzeńcem.
Po wspólnym śniadaniu godziny płynęły wolno. „ Wilk" spacerował po pokoju. Widać było, że się nudzi. Pani domu zaproponowała:
— Panie Komendancie, a może dla zabicia czasu i urozmaicenia zagramy w brydża ?
— Nie wiem - wahał się „ Wilk"- za chwilę może przybyć goniec.
— Nie przypuszczam - wtrąciłem - według mego wyczucia mamy trochę czasu. W tej chwili nie ma jeszcze 9-tej.
— No to gramy - zdecydował „ Wilk".
Pani Ania przyniosła dwa komplety nowych kart i przyprowadziła czwartego do brydża. W miłej atmosferze gry sypały się żarty. Czas płynął szybko. „ Wilk" był dobrym brydżystą, ale teraz grał bez emocji. W pewnej chwili zauważyłem, że coraz częściej spogląda na zegarek.
— Kolego „Jeż"(kpt. Edmund Banasikowski – zastępca komendanta Inspektoratu Oszmiańskiego AK, autor tych wspomnień – przyp. MB) - zwrócił się do mnie odsuwając karty. - Niepokoi mnie brak wiadomości od „Jaremy". Chcę wiedzieć, co dzieje się w Graużyszkach i gdzie jest oszmiański batalion grupy Aschmena. Niech pan osobiście rozpozna sytuację i szybko wraca. Będę tu czekał na pana.
— Rozkaz, panie Komendancie - odpowiedziałem służbowo.
Kazałem osiodłać konia i za chwilę z konnym zwiadowcą pędziłem galopem w stronę Graużyszek. Na miejscu bez trudu znalazłem Jaremę". Na jego twarzy widać było zmęczenie, podkrążone oczy mówiły same za siebie. Uśmiechał się jednak.
— Mamy przed sobą tylko jeden batalion. Litwini sami włażą nam w pułapkę - objaśnił mnie „Jarema" na skraju Graużyszek, przedniej pozycji 8. Brygady „Tura" (pseudonim dowódcy brygady por. Witolda Turonka – przyp. MB)
.
Wczesnym przedpołudniem placówka „Żagla" (Pawłowski - oficer 8, a następnie 12 Brygady AK – przyp. MB) w sile plutonu, usadowiona w majątku Graużyszki zameldowała, że szpica kolumny litewskiej doszła do spalonego mostu na rzece Graużance, a batalion całością sił po zejściu z traktu zajmuje wieś Sieńkowszczyznę, nad którą zaczęły ukazywać się dymy i płomienie. Nieprzyjaciel nie ryzykował uderzenia frontalnego na Graużyszki. To, że opuścił główny trakt i zajął pobliskie osiedle oddzielone od Graużyszek moczarami, było nam na rękę.
Rozkaz Jaremy" niezdradzania się i dopuszczenia przeciwnika na bliską odległość trzymał w napięciu naszych żołnierzy. Ludzie uciekający przed Litwinami kryli się w Graużyszkach, ale przedpole polskich stanowisk jakby wymarło. Cisza - żadnego strzału. Napięcie rosło.
Spojrzałem na zegarek: godzina 12. „Jarema" dał znak ręką kapralowi stojącemu przy nim. W powietrze wzniosła się wysoko czerwona rakieta. Zaszczekały karabiny maszynowe. „Naprzód!" - padł rozkaz. Jakby spod ziemi wyrosły gęste tyraliery polskich oddziałów i ruszyły na Sieńkowszczyznę. Pluton „Żagla" poderwany z rejonu mostu i folwarku Graużyszki ruszył do ataku i uderzył na straż tylną Litwinów. 8. Brygada natarła frontalnie, rozniosła osłonę taborów, wpadła do wsi Sieńkowszczyzna z taką furią, że główne siły litewskie nie wytrzymały uderzenia i zaczynały wycofywać się na wschód.
W ramach 8. Brygady groblą w kierunku na Adamowszczyznę, przez błota rzeczki Graużanki z kompanią „Naboja" (pchor. Stanisław Dawidowski – przyp. MB), uderzył por. „Góral" (por. Józef Gnatek-Zygowiec – zastępca dowódcy 8 Brygady AK – przyp. MB). Przy forsowaniu rzeczki jego żołnierze dostali się w ogień nieprzyjacielskich karabinów maszynowych, skierowanych na mostek. Tu padł, a następnie skonał na rękach „Górala" pierwszy żołnierz 8. Brygady. Drugi, ciężko ranny, został odniesiony do punktu sanitarnego. Po osiągnięciu wioski Adamowszczyzna, składającej się z dziewięciu rozrzuconych gospodarstw, w jednej ze stodół zamkniętych było kilkadziesiąt osób - kobiet i mężczyzn. Budynek był odrutowany i oblany benzyną, co wskazywało, że miał być podpalony przez żołnierzy Plechavičiusa.
W czasie walki zginął jeden z plechavičiusowskich dowódców.
„Nietoperz" (mjr. Adam Walczak – dowódca 13 Brygady AK– przyp. MB) ze swoją 13. Brygadą i zwiadem konnym „Tura" zatoczył głęboki łuk i uderzył na lasek Sieńkowszczyzna - Horodniki od strony południowej i wschodniej. Polskie okrzyki „Hurra! ..." mieszały się z krzykiem Litwinów i terkotem karabinów maszynowych. Podniecony atmosferą walki, chciałem uchwycić wszystkie jej elementy, ogarnąć całość.
Litwini, po krótkiej próbie oporu, poddawali się gromadnie. Zdałem sobie sprawę, że należy zamknąć plecbavičiusom odwrót na Horodniki i dalej na Oszmianę. Daremnie szukałem jakiegoś wolnego oddziału zwiadowców z odwodu. W tejże chwili usłyszałem tupot cwałujących koni z kierunku naszego zaplecza. Jeźdźcy zatrzymali się na skraju wsi. Z daleka poznałem wśród nich sylwetkę „Wilka". Podbiegłem do niego trzymając w jednej ręce lornetkę, a w drugiej empi.
„ Wilk "uśmiechając się pogroził mi palcem i po chwili wypalił po wojskowemu:
— Czekałbym na pana do usranej śmierci. Przyjechałem sam.
— Przepraszam panie Komendancie, znalazłem się tu w momencie rozpoczęcia akcji. Wpadłem w wir walki, chciałem wrócić do dworu później z konkretnym meldunkiem.
— Żartuję - mówił spokojnie „Wilk". - Rozumiem pana, ja bym zrobił to samo. Widzę, że plechavičiusy dostały w skórę.
Za chwilę dołączył do nas „Jarema"- był rozpromieniony.
— Gratuluję zwycięstwa - rzucił „Wilk", ściskając jego rękę.
Klęska batalionu Aschmena była całkowita. Stukilkudziesięciu żołnierzy Plechavičiusa wraz z rannymi dostało się do niewoli. Na polu walki zostało 36 zabitych. Reszta uciekła w popłochu, przez Horodyszki traktem lub na przełaj polami, do Oszmiany. Nikt ich nie gonił. W Sieńkowszczyźnie „Wilk" rozmawiał z oficerami litewskimi wziętymi do niewoli. Było ich kilkunastu. Wielu z nich mówiło po polsku. Na pytanie, dlaczego walczą przeciwko Polakom, dawali niejasne, wymijające odpowiedzi. Na polecenie „ Wilka" spisałem z ich dokumentów nazwiska i zredagowałem krótkie ostrzeżenie: "Jeśli raz jeszcze wymienieni oficerowie korpusu Plechauićiusa wpadną w polskie ręce w walkach przeciwko oddziałom Armii Krajowej będą traktowani jako niemieccy kolaboranci i zbrodniarze wojenni i jako tacy zostaną oddani pod polski, wojskowy sąd polowy." Przyjęcie do wiadomości powyższego ostrzeżenia każdy z oficerów potwierdził własnym podpisem. Wszyscy jeńcy po złożeniu broni otrzymali rozkaz zdjęcia mundurów i butów. Pod eskortą patroli zostali odstawieni na trakt i pieszo skierowani do Oszmiany. Przechodzień na szosie oszmiańskiej tego dnia widział Litwinów biegnących w negliżu i boso. Odwrót był niezbyt radosny.
Na południowym skraju Oszmiany na punkcie obserwacyjnym, uzbrojony w lornetkę, w otoczeniu swego sztabu, spoglądał w kierunku Graużyszek niemiecki dowódca garnizonu. Cel niemiecki został osiągnięty. Polała się krew polska i litewska, pogłębił się wzajemny antagonizm.
Następnego dnia obchodziłem w towarzystwie „Wilka" i „Jaremy" pobojowisko. W Sieńkowszczyźnie, wokół popalonych chałup kręcili się jej mieszkańcy identyfikując ciała ludności cywilnej pomordowanej przez plechauičiusów. Po zwycięskiej walce zaczęła się ciężka praca punktu sanitarno-opatrunkowego. Z pobojowiska znoszono nie tylko rannych naszych partyzantów, ale i Litwinów. Zorganizowano prowizoryczną salę operacyjną w Graużyszkach. Rannych plechauičiusów, po udzieleniu im pierwszej pomocy, przygotowano do transportu do szpitala w Oszmianie. Najbliższe posterunki policji litewskiej otrzymały zezwolenie od dowództwa Zgrupowania na zabranie ciał poległych plechauičiusów.
8. Brygada poniosła, największe straty, gdyż jako pierwsza związała się w walce frontowej. Poza ośmioma zabitymi miała 12 rannych (dane zawyżone 8 Brygada straciła pod Graużyszkami 2 zabitych oraz 4 rannych – przyp. MB), 9. Brygada - trzech rannych, 13. - jednego ciężko rannego.
Zdobyty na wrogu łup w postaci dużej ilości broni, umundurowania, sprzętu, taboru wraz z żywnością i końmi, został przekazany 8. Brygadzie „Tura" w myśl sugestii „Nietoperza ":
— Była to ich walka - i ich zdobycz. ”
wg opracowania Wiktora Snastina
[źródło: „Inspektorat ‘F’ ” Wydanie I, Bydgoszcz 1997]:
Na rozkaz Jaremy" koncentracja 3 Zgrupowania Okręgu Wileńskiego nastąpiła 20 kwietnia 1944 r. w rejonie Graużyszek. 8 i 9 Brygady zajęły Graużyszki, 12. Brygada zajęła Wojsznaryszki na pd-wsch. od Graużyszek, 13. Brygada zajęła Dorże na pd. od Graużyszek. (...)
W dniu 6 maja 1944 roku na odprawie dowódców brygad mjr "Jarema" przedstawił stan zagrożenia w terenie. Na stacjach kolejowych Gudogaje i Oszmiana wyładowały się oddziały litewskie zwane plechavičiusami od nazwiska dowódcy. Dwa oddziały zakwaterowały się w Murowanej Oszmiance, jeden w Tołminowie, jeden pozostał w Oszmianie, natomiast wyładowany na stacji Oszmiana zakwaterował się w Nowosiółkach. W Murowanej Oszmiance, Tołminowie i Nowosiółkach przystąpiono do budowy umocnień. Oddział w Oszmianie wykazywał pogotowie marszowe celem zajęcia Graużyszek. Na podstawie danych dostarczonych przez wywiad siatki konspiracyjnej oraz usytuowania terenu mjr „Jarema" nakazał 8. Brygadzie zajęcie pozycji obronnej w Graużyszkach, 9. Brygada pozostała jako odwód na południowym skraju Graużyszek, 13. Brygadę ściągnięto do wsi Łójcie, odległej od Graużyszek o 1,5 km, gdzie pozostała jako odwód Zgrupowania.
Dnia 6 maja sztab Zgrupowania otrzymał z konspiracyjnego wywiadu wiadomość o wymarszu litewskiego batalionu z Oszmiany w kierunku Graużyszek. Koło godziny 11 ze wsi Siemiuny wyłonił się oddział litewski i zamiast na Graużyszki skierował się na wieś Sienkowszczyznę, po opanowaniu której rozpoczął dzieło niszczenia podpalając trzy domostwa, a właścicieli rozstrzeliwując. Ludność w popłochu uciekała w kierunku Graużyszek. Wszystkie brygady ze wściekłością uderzyły na wroga, otaczając go ze wszystkich stron. Zaskoczenie i brawurowy atak partyzantów spowodował popłoch wśród Litwinów, którzy zorientowawszy się, że są okrążeni, poddali się. Wziętych do niewoli Litwinów rozebrano do kaleson, a winnych zbrodni popełnionej - rozstrzelano. Resztę wraz z rannymi i zabitymi odesłano do Oszmiany. Broń, umundurowanie, sprzęt i tabor przejęła 8. Brygada. Straty w brygadach: 8. -2 zabitych i 12 rannych, 9. -3 rannych, 13. - 1 ciężko ranny. Nieprzyjaciel: 36 zabitych, 12 ciężko rannych, 26 lżej rannych. Pomocy udzielał lekarz z Graużyszek, dr Anatoliusz Balc „Ponury".
wg szkicu przygotowanego przez Wiktora Snastina
[źródło: „Monografia Państwowego Gimnazjum imieniem Jana Śniadeckiego w Oszmianie 1918 - 1939” Wydanie IV, Gdańsk 1993]: